Czarna Madonna, Niepokalana

 

CZARNA MADONNA – pod tym tytułem Maryja z Jasnogórskiego Wizerunku jest pewnie znana i pozdrawiana najszerzej. Niektórzy mówią, że ściemniała od palonych przed obrazem świec – to raczej jednak oni „ściemniają”… Po wszystkich renowacjach i przy regularnie prowadzonych zabiegach konserwacyjnych pozostaje przecież „czarna”.

Klucz do Jej zrozumienia leży bowiem nie w dziejach konserwacji, lecz w… Biblii. A dokładnie w Pieśni nad Pieśniami. Niemal na samym jej początku Oblubienica wypowiada następujące słowa: „Czarna jestem, lecz piękna, córki jerozolimskie; [czarna] jak namioty Kedaru, [piękna] jak zasłony Salomona” (Pnp 1,5). Już w starożytnej liturgii odnoszono ten werset do Maryi – świadczy o tym Grzegorz Wielki w swoim Liber responsalis: „Czarna jestem, ale piękna…” pojawia się tam jako antyfona przed Ewangelią w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej.

Nierzadko również w pismach Ojców ów werset stosowany jest do Kościoła, co jednak nie powinno nas zaskakiwać. Tak już jest przecież od Apokalipsy św. Jana: to, co stosuje się do Kościoła, stosuje się także do Maryi. I odwrotnie. Ona jest przecież figurą Kościoła. Patrząc na Nią, Kościół uczy się swej tożsamości.

„Czarna jestem, lecz piękna” – Maryja, kiedy „wypowiada” te słowa, przedstawia się nam jako oblubienica. Czyja? Pana. On wie, że Maryja darzy Go miłością niezwykłą. Wyłączną. Mówi o Niej nieco dalej w Pieśni nad Pieśniami: „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico; ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym” (Pnp 4,12). Właśnie dlatego na welonie Czarnej Madonny, nad Jej czołem, została wymalowana gwiazda – symbol dziewictwa. Oto Dziewica, związana oblubieńczą miłością z Bogiem. Dziewictwo nie jest rezygnacją z miłości. Jest powołaniem (jak każde) do miłości.

I jest wcześniej doświadczeniem obdarowania Miłością przez Oblubieńca. W Kościele to ważny znak i charyzmat, o którym mówimy za mało, a wcale nierzadko… wstydliwie. „Czarna jestem jak namioty Kedaru; piękna jak zasłony Salomona”. Kedar to imię syna Izmaela i wywodzącego się odeń arabskiego plemienia, żyjącego w namiotach wykonywanych z czarnej sierści kozłów – bardzo prostych, zgrzebnych, stanowiących wręcz zaprzeczenie piękna. Za to zasłony Salomona (wewnętrzne zasłony wybudowanej przezeń świątyni) były niezwykle bogato zdobione i piękne. Prawdziwe piękno jest wewnątrz. Może nawet stać w kontraście do tego, co zewnętrzne i powierzchowne. Oblubienica z Pieśni nad Pieśniami jest „czarna”, gdyż bracia zmusili ją do ciężkiej, służebnej pracy przy winnicy – spaliło Ją słońce. Jej powierzchowność, wygląd, warunki życia niczym jej nie wyróżniają – oddają jej prostotę, zwyczajność, a nawet cierpienie. Wszystkie te słowa opisują realia życia Maryi w Nazarecie, a także później – z Janem w Efezie… Czym tu się zachwycać?

Za to Jej wnętrze jest piękne prawdziwie po królewsku. Oblubieniec jest Nią zachwycony. Więcej: Ona pięknieje w relacji z Nim. To dzięki Niemu staje się „cała piękna” – nie ma w Niej żadnej skazy, niczego, co by mogło Ją oszpecić. Kościół mówi o Niej: Niepokalana. I mówi o Niej (powtarzając za Bogiem): „wypełniona Łaską”. Jej wewnętrzne piękno jest bowiem przede wszystkim darem. Ona sama w Magnificat odnosi je do Bożego miłosierdzia: „Miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie (…) Wspomniał na Miłosierdzie” (Łk 1,50.54). Właśnie dlatego Duns Szkot – ten, który ostatecznie i na całe wieki ukształtował teologiczny wywód o Maryi Niepokalanej – stwierdza z mocą: „Maryja potrzebowała Chrystusa jako Zbawcy bardziej niż ktokolwiek inny!”.

abp Grzegorz Ryś, Moc Wiary, Wydawnictwo WAM, Kraków 2017