Franciszek Ksawery – święty ubogich środków i wielkich dzieł

Jezus ukazawszy się Jedenastu rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie”. Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły (Mk 16, 15-20).

Jezus żył w Palestynie, ale Jego przesłanie było skierowane do całego świata. Dobra Nowina została przyjęta już przy samych narodzinach Jezusa przez pasterzy, którzy reprezentują rodaków Jezusa, oraz przez magów ze Wschodu, którzy z kolei reprezentują świat pogański. Ewangelia nie kryje, że chodzi w niej o sprawę życia lub śmierci każdej istoty ludzkiej, bez wyjątku.

Pan oczekuje od wszystkich „tak”, wypowiedzianego w sposób wolny i odpowiedzialny, oraz wiary, która nie jest narzucona przyzwyczajeniem, siłą czy też dobrymi tradycjami rodzinnymi. Pan nigdy nie przerywa szukania osobistego kontaktu z nami, zaprasza każdego i każdą z nas do podążania za Nim, oczekując od wszystkich „tak” wypełnionego wiarą i miłością. Niegdyś rozesłał swoich uczniów na cały świat, ale nie po to, aby go podbili, ale żeby dali ludziom poznać jego Stwórcę i Zbawiciela.

Po apostołach, którzy uczynili pierwsze kroki, drogę tę przeszedł niezliczony tłum mężczyzn i kobiet głoszących Dobrą Nowinę Pana wśród swoich, a także daleko od własnych rodzin i środowisk. Przykładem tego jest wielki misjonarz, św. Franciszek Ksawery, którego Kościół wspomina 3 grudnia. W tym jezuicie żyjącym w XVI wieku można dostrzec giganta, który wiedział, jak zdobyć dla Chrystusa tysiące wiernych w Indiach i Indonezji, w Japonii i na granicy Chin, gdzie zakończył ten ogromny podbój dusz.

Jednakże jego praca nie miała w sobie nic z masowej kampanii propagandowo-reklamowej. Tak jak jego Pan i apostołowie, Franciszek mógł powiedzieć tym, których Bóg stawiał na jego drodze: „złota i srebra nie mam, ale jeśli chcesz – wstań i chodź z Panem, którego ja daję ci poznać”. W warunkach, w których zaproszenie kierowane do nas przez Pana mogłoby spełznąć na niczym, on prowadzi do spotkania Tego, który dla każdego jest drogą, prawdą i życiem.

Franciszek umierał u wybrzeży Chin na wyspie Sancjan. Kiedy czuł, że zbliża się śmierć, polecił, żeby zawieziono na statek kilka rzeczy, które posiadał: pisma i książki, bieliznę i obrazki. Potem stracił przytomność i ogarnęło go delirium. Z oczami wzniesionymi do nieba i wesołym obliczem rozmawiał z Bogiem w różnych znanych sobie językach. Trwało to pięć lub sześć godzin.

W sobotę, 26 listopada, stracił mowę i nikogo nie rozpoznawał. Odzyskał ją w południe 1 grudnia, rozpoznając swoich towarzyszy. Jeden z nich, o imieniu Antonio opowiadał: „Można było przede wszystkim słyszeć, jak wymawiał imię Trójcy Przenajświętszej, do której miał zawsze wielkie nabożeństwo, i powtarzał: – Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”.

Pod wieczór w piątek, 2 grudnia, Antonio zorientował się, że zbliża się koniec, i postanowił czuwać przy Franciszku całą noc. „Tuż przed świtem, widząc, że umiera, włożyłem mu do ręki świecę. Z imieniem Jezus na wargach oddał ducha swemu Stwórcy i Panu z wielkim spokojem. Zmarł przed świtem w sobotę, 3 grudnia, na wyspie i w porcie Sancjan, w obcym słomianym szałasie, po dziesięciu latach od przybycia w te rejony Indii”.

Miał czterdzieści sześć lat.

Peter-Hans Kolvenbach SJ


Polecamy:

69336     64455     64518     68869

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *