Jan Chrzciciel sytuuje się w szeregu tych postaci, które Bóg wybrał w ciągu historii świętej, aby uczynić z nich swoje narzędzia. Wybranie zawsze jest związane z jakąś misją.
Dlatego Bóg wybrał Jakuba i odsunął Ezawa, a spośród siedmiu synów Jessego powołał właśnie najmłodszego Dawida, który pasł owce; jego zachował, aby zrobić z niego swego sługę, którego Samuel wskazał i namaścił (1 Sm 16,10-13). Tak też Bóg powołał Jeremiasza, mimo jego sprzeciwu. Kiedy Jeremiasz oświadczył, że nie umie mówić, Bóg odpowiedział: „Oto kładę moje słowa w twoje usta” (Jr 1,9).
Wybranie nie tylko nie jest uzależnione od zasług, lecz także nie zważa na ludzkie ograniczenia. Toteż jest ono zawsze ponad ludzkie siły. To łaska Tego, który powołuje, daje również moc wypełnienia powierzonych zadań. „Będę się chlubił z moich słabości” (2 Kor 11,30), powie św. Paweł. Wybieranie to jeden z tych Bożych zwyczajów, które dostrzegamy w historii świętej i które są przedmiotem prorockiej kontemplacji. Jak Maryja we Wcieleniu Słowa będzie podziwiać manifestację wszechwładnej mocy Bożej, tak też Zachariasz podziwia w wybraniu Jana cud spełniony przez samego Boga. Benedictus jest więc jakby zapowiedzią Magnificat.
Toteż cały początek Ewangelii św. Łukasza rozwija się niczym liturgia, tajemnice następują po tajemnicach, wprawiając w zachwyt aniołów i ludzi. Wybranie jest dziełem w zupełności Boskim, kreuje fakty bez warunków wstępnych. Taka właśnie jest natura dzieł Boga. Odnosi się to do stworzenia w porządku natury: Bóg tworzy z niczego kosmos, którego granic dosięgnąć nie zdołamy, jak również do wybrania w porządku historii: wybranie jest zupełnym początkiem. Toteż tego samego słowa bara używa się w Biblii na oznaczenie wyłącznie Boskich dzieł, dokonanych i w naturze, i w historii.
Ale czy wybory Boga nie są przejawem samowoli? Dotykamy tu najgłębszych tajemnic Bożych planów. Święty Paweł, pisząc o Jakubie i Ezawie w Liście do Rzymian, potwierdza wolność Bożych wybrań: „Bo gdy one jeszcze się nie urodziły ani nic dobrego czy złego nie uczyniły – aby niewzruszone pozostało postanowienie Boże, powzięte na zasadzie wolnego wyboru, zależne nie od uczynków, ale od woli powołującego – powiedziano Rebece: starszy będzie służyć młodszemu” (Rz 9,11-12). Ta arbitralność może gorszyć. I Paweł zarzucał sobie samemu: „Cóż na to powiemy? Czyżby Bóg był niesprawiedliwy?” (Rz 9,14). Nie, ponieważ tutaj nie chodzi o ostateczne przeznaczenie człowieka, ale o okoliczności jego doczesnego życia. Bóg nie dopuszcza, aby żądano od Niego rachunków, to znaczy nie pozwala, by ograniczać wolność Jego miłości wyrachowaniem ograniczonej mądrości. A istotą wyboru nie jest posiadanie określonych zdolności, ale staranie o to, aby przynosiły one owoce. Wiele jest charyzmatów, ale liczy się tylko miłość.
Wyraz darmowości powołania, wybranie, jest także wyrazem jego osobowego charakteru. Bez wątpienia na tym polega jego specyfika. Jest ono wezwaniem skierowanym przez osobowego Boga do konkretnej osoby. W tym sensie wyraża ono istotną cechę chrześcijańskiej wizji wszechświata, zdominowanej przez rzeczywistość i wartość osoby. Wartość ta pochodzi od samego Boga, objawionego jako Bóg istniejący w trzech Osobach zjednoczonych miłością. A stworzenie polega na kreowaniu osób, które Bóg wzywa do cieszenia się dobrami będącymi Jego własnością i do znalezienia w nich nieskończonej radości i błogosławieństwa. Są jednak również takie aspekty stosunku stworzenia do Boga, które dotyczą ogółu. To Prawo Boże, które wyraża wolę Bożą względem całej ludzkości. To Przymierze, zgodnie z którym ludzie zostali powołani do udziału w Bożych dobrach.
Powołanie natomiast ma charakter całkowicie osobisty. Nie ono decyduje o tym, że człowiek jest człowiekiem i podlega ogólnym prawom natury ludzkiej. Powołanie sprawia, że człowiek nosi szczególne i niepowtarzalne imię, które wyraża wyjątkowość skierowanego do niego wezwania. Nadanie imienia przez Boga jest w tym sensie wyrazem powołania. Dlatego Bóg zmienia imię Abrama na Abraham, a Szymon będzie się nazywał Piotr.
Z imieniem Jana także związana jest tajemnica: „Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu nadać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: «Nie, lecz ma otrzymać imię Jan». Odrzekli jej: «Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię». Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: «Jan będzie mu na imię». I wszyscy się dziwili” (Łk 1,59-63).
Ten rys musiał w sobie zawierać bogate znaczenie, aby ewangelista mógł go dowartościować. I faktycznie dobrze wskazuje na osobowy charakter wybrania. Jan nie będzie nosił imienia, które wyrażałoby jedynie jego przynależność rodową. Bóg wyznacza mu osobiste imię, wskazujące na jego jedyne powołanie. Nadanie tego imienia oznacza, że Bóg wskazuje na niego: „Wezwał mnie po imieniu” (Iz 49,1). To imię wyraża tę jedyną niezastępowalną rzeczywistość, która jest rzeczywistością każdej osoby ludzkiej niezagubionej w anonimowości rasy, ale ukochanej osobową miłością. W ten sposób imię wyraża coś niepowtarzalnego, coś, czego Bóg pragnął, stwarzając każdą osobę, duchowy sukces, który w człowieku ma swoją kontynuację. Imię to jest wyrazem czegoś bardzo wewnętrznego, sekretu duszy, który zna sam Bóg i który sam Bóg objawia: „dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje” (Ap 2,17).
To osobowe odniesienie do Boga każdej duszy wyraża się na dwóch różnych płaszczyznach. Najpierw konstytuuje istnienie jej samej. Istnieję tylko o tyle, o ile Bóg mnie wzywa, podtrzymuje w istnieniu w każdej chwili, daje mi mnie samego. Ta osobowa relacja z Bogiem nie jest czymś wtórnym, stanowi składową mojego bytu. W każdej chwili otrzymuję od Niego całego siebie. Uznać ten dar, odpowiedzieć podziękowaniami za łaskę, oddawać w każdej chwili Bogu nie tylko to wszystko, co mam, ale to wszystko, czym jestem – oto, co jest kwintesencją religii. I w tym sensie bycie religijnym jest zasadniczym wymiarem mojego istnienia. Jeśli istnieć znaczy mieć odniesienie do Boga, to uznanie tej relacji jest po prostu uświadomieniem sobie tego, czym jestem. Jest to właśnie – poza mną albo we mnie samym – rozpłynięcie się lub też skupienie w Tym, w którym żyję i który żyje we mnie.
Ale jest jeszcze drugie odniesienie do Boga, które nie jest już tylko stosunkiem na poziomie bytu, lecz również na poziomie działania. I to jest właśnie powołanie w sensie właściwym. Moje imię jest nie tylko wyrazem tego, kim jestem, ale też tego, co mam do zrobienia. Jest to być może inne imię: Bóg dodaje je do pierwszego, gdyż wyraża ono powołanie.
U Jana jednak oba imiona nadane są łącznie. Jego imię się nie zmienia, ponieważ nie zostaje powołany w środku życia, które wcześniej biegło własnym torem, ale jeszcze przed narodzeniem. Jego powołanie i w tym jest wzorcowe. Bóg nie powołuje mnie tylko do istnienia, lecz także do pomocy w Jego dziele. Po to mnie wzywa. I tak samo jak mój byt jest bytem jedynym, tak też i moje powołanie jest jedynym powołaniem – Bóg przyzywa mnie osobiście i ja osobiście Mu odpowiadam.
Powołanie ukazuje zatem pełniejszy kształt zażyłości z Bogiem. Bóg daje się poznać już nie tylko jako źródło wszelkiego istnienia. Wprowadza człowieka w tajemnicę planu odkupienia, otwiera duszę na przestrzeń, która jest poza nią samą, na zbawienie świata. Bóg szuka w ten sposób serc wolnych, które się Mu oddają, ażeby je włączyć w swoje zamysły.
W przypadku Jana to stwierdzenie okazuje się całkowicie prawdziwe. Jest on tym, który musi „przygotować drogi Panu”, „ludowi dać poznać zbawienie” (Łk 1,76-77). Najpierw jednak sam musi być pouczony o drogach Bożych, aby poznać, czym owo zbawienie jest. Zażyłość duszy z Bogiem osiąga tu nowy wymiar. A imię jest tutaj jako przywołanie, czasem jako wyrzut sumienia, zawsze jako wyraz niewypowiedzianej więzi. To właśnie wówczas Maria rozpoznaje, że jej Pan jest żywy, gdy zmartwychwstały Jezus nazywa ją po imieniu.
Jean Danielou
Polecamy: