Pamięć o wielkich ludziach jest nieustannie obecna na kartach Biblii. Izrael od samego początku swych dziejów z wielkim szacunkiem i czcią odnosił się do swych patriarchów, sędziów, królów i proroków.
W szczególny sposób oddają to księgi mądrościowe, w których, dla przykładu, możemy znaleźć taką oto sugestywną zachętę do składania hołdu sławnym pobratymcom:
Wychwalajmy mężów sławnych i ojców naszych w kolejności ich pochodzenia. To Pan stworzył wielką tę chwałę, wspaniałą swą wielkość od wieków. […] Potomstwo ich trwać będzie na wieki, a chwała ich nie będzie wymazana. Ciała ich w pokoju pogrzebano, a imię ich żyje w pokoleniach. Narody opowiadać będą ich mądrość, a zgromadzenie głosi chwałę (Syr 43,1‑2.13‑15).
Kościół zaś w podobny sposób dochowuje pamięci o swoich świętych. Możemy w tym miejscu zapytać, czy człowiek pokroju Roncallego pasuje do tak wybitnego grona. Nie wydaje się bowiem, aby dokonał jakichś niezwykłych czy nawet ponadludzkich dzieł, na podobieństwo biblijnych bohaterów. Jeśli już jest coś, co wpisuje go na trwałe w dzieje Kościoła i świata, to odważna – choć dla wielu brawurowa i kontrowersyjna – decyzja zwołania II Soboru Watykańskiego, który rzeczywiście stał się przełomem i zakreślił zupełnie nowe horyzonty.
Trzymajmy się tego wątku. Już w starotestamentowej tradycji wielcy i niezwykli mężowie są uważani za takich nie dlatego, że od urodzenia byli wspaniali i nieskazitelni, ale dlatego, że zaufali Bogu i przez to stali się Jego narzędziem zbawienia dla narodu wybranego. Także w Nowym Testamencie autor Listu do Hebrajczyków podkreśla nieustannie, że Noe, Abraham, Mojżesz, Jozue i tylu innych dokonali wielkich dzieł „przez wiarę”, a nie wyłącznie własnymi siłami (por. Hbr 11,1‑40). Nie przypominali w tym greckich herosów podziwianych wyłącznie dla nich samych! Zwróćmy szczególną uwagę na postać Mojżesza, który nie uczynił właściwie niczego niezwykłego, gdy „podniósł swą laskę i wyciągnął rękę nad morze” (por. Wj 14,16). Nie on własną mocą rozdzielił je wtedy na dwoje, ale Bóg. Bóg jednak potrzebował jego wiary i inspirowanej nią odwagi, aby przeprowadzić naród wybrany przez morze na drugi brzeg. Nieprzypadkowo znany włoski historyk Giuseppe Alberigo napisał, że Jan XXIII „zachowywał się tak, jakby był obdarzony nadprzyrodzonym zmysłem historii pozwalającym mu na wskazanie tego, dokąd zmierza ludzkość”. I co ciekawe, w podobny sposób Nowy Testament opisuje także postawę Mojżesza: „nie uląkłszy się […], wytrwał, jakby [na oczy] widział Niewidzialne” (Hbr 11,27). Nie wzięła się ona jednak z niczego, nie była dana na zasadzie nieprzewidywalnego charyzmatu, który spadł z nieba nagle i niespodziewanie. Dla Jana XXIII była to końcowa i „chwalebna” stacja długiej drogi, usianej prozaicznymi zajęciami, nieustannymi walkami duchowymi, cierpieniami i zmaganiami zarówno z zewnętrznymi okolicznościami, jak i z własnymi słabościami.
Angelo Roncalli, święty i dobry papież Jan XXIII, wskazuje nam drogę w naszych najprostszych codziennych sprawach. Nam, przeżywającym tyle kłopotów ze zdrowiem, ze spłatami kredytów, z wychowaniem dzieci, z ciągle niepewną pracą i coraz bardziej rozpadającymi się więziami rodzinnymi. To równocześnie droga do prawdziwej wielkości, do autentycznego szczęścia, do pełni życia. Tak jak kiedyś do swych bliskich z Sotto il Monte, tak też dziś z nieba, do naszej globalnej wioski zwanej planetą Ziemią, wystukuje na swej niebieskiej maszynie do pisania wciąż te same brzmiące jak piękna muzyka słowa: Fiducia – ufność. Calma – spokój. Avanti – naprzód. Abbandono in Dio – zawierzenie Bogu. Fatevi onore – uczyńcie sobie zaszczyt. Stanowczo, ale z humorem. Niby wciąż to samo, ale zawsze jakby trochę inaczej. Świat jest piękny, bo stworzył go Bóg. Życie jest warte przeżycia, bo u celu jest Wieczna Radość.
Wszystkie kłopoty przeminą, jeśli przeżywa się je z wiarą i ufnością w Boże miłosierdzie. Pieniądze i zaszczyty niewiele są warte wobec wzajemnej miłości i pokoju w sercu. O, jakie to naiwne, pomyśli niejeden. A jednak do ludzi w ten sposób naiwnych należy przyszłość i ostatecznie to ich świat uznaje za wielkich. Angelo Roncalli był jednym z nich. Całe życie tak właśnie postępował – i nie doznał zawodu. Doświadczony przez tyle prób, którym także i dziś wielu z nas nie potrafiłoby stawić czoła, stał się wypróbowanym przyjacielem zdolnym do przyjścia z pomocą wszystkim nękanym w podobny sposób. A my niczym powietrza potrzebujemy takich przewodników, takich inspiratorów i takich świętych. Wypróbowanych i sprawdzonych.
Jacek Święcki
Polecamy: